Sandra Włodarczyk – trener personalny, zainspirowała nas swoim Instagramem do odwiedzin siłowni. To jednak nie kobieca zazdrość, a podziw i motywacja! Jaki powinien być idealny trener personalny, jak nim zostać, jak wybrać tego właściwego i jak wygląda ten zawód „od kuchni”? O tym rozmawiamy z Sandrą.
Pakuten Girl:
Kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, oglądałam Twoje zdjęcia na Facebooku oraz Instagramie… I powiem Ci, że sama mam ochotę już dziś ostro się wypocić! A potem się najeść ? Znajdziemy u Ciebie nie tylko zdjęcia z treningów, ale też Twoich podopiecznych i przepyszne dania. Trenujesz głównie kobiety, czy przychodzą do Ciebie również faceci? Jak traktują Cię faceci (współpracownicy i ewentualnie klienci) w tym zawodzie?
Sandra Włodarczyk, trener personalny:
Płeć klienta nie ma dla mnie większego znaczenia. Często panowie muszą się przełamać. Może to zawstydzenie, może onieśmielenie. Ale są mężczyźni, którzy zdecydowanie wolą trenować pod okiem kobiety i jest to dla nich komfortowe. Dla mnie również nie stanowi to żadnego problemu.
Owszem zdarza się, że potencjalny klient próbuje w ten sposób nawiązać ze mną prywatną znajomość, ale nie tędy droga. ? Uważam też, że skończyły się czasy, kiedy kobieta na siłowni była w mniejszości.
Przychodzi do Ciebie po raz pierwszy klientka – i co dalej, jakie są kolejne kroki? Co czeka z Twojej strony taką osobę – poza tym, że wycisk? 😉 Jaki jest plan działania?
Ale to jest przyjemny wycisk. 😉 Jak już się skończy i zauważamy pierwsze efekty… ? A tak poważnie, w pierwszym spotkaniu najważniejsza jest dla mnie rozmowa z klientem. Staram się robić to w sposób komfortowy dla obu stron, to nie jest wywiad u lekarza. Każdy człowiek to dla mnie osobna historia, inne doświadczenia, przeżycia, potrzeby, kompleksy. Dopiero w czasie treningu jestem w stanie poznać i ocenić możliwości potencjalnego klienta i zaplanować dalszą współpracę.
Wiadomo, że ćwiczenia i dieta są dobierane indywidualnie. A jaki powinien być idealny trener personalny? Jakich cech u niego szukać?
Trener personalny musi przede wszystkim posiadać wiedzę, którą bez przerwy poszerza. Niezbędna jest pewność siebie i swoich umiejętności. Empatia, bo mamy przed sobą drugiego człowieka, który często przychodzi do nas z problemem i w dużym stopniu od naszego podejścia zależy jego dalsza motywacja i co za tym idzie – efekty. Uśmiech, profesjonalizm, charyzma, punktualność. Ale pamiętajmy też o tym, że „jak cię widzą, tak cię piszą”. Cechy fizyczne również są istotne. Nasze ciało to też wizytówka.
A jacy są klienci? Są jakieś „typy” klientek, które możesz określić?
Jak wspomniałam wcześniej, każdy klient jest dla mnie osobnym przypadkiem i nie chciałabym „wrzucać” nikogo do jednego worka. Każdy z nas ma w sobie coś z marudy i fightera. Oczywiście łatwiej pracować z klientem, który jest totalnie zdeterminowany, walczy o każde powtórzenie, nie odkłada treningu na inny dzień, nie spóźnia się, przestrzega diety, zostawia wymówki w domu i ma przed oczami swój cel… Ale w każdym z nas i tak siedzi maruda, która czasem odezwie się w gorszy dzień. Też tak mam, bo jesteśmy tylko ludźmi. A wierz mi, że wszyscy kiedy poczują różnice w samopoczuciu i zobaczą w wyglądzie, to z treningu na trening zamieniają się w fightera i chcą więcej.
Czy miałaś też trudne przypadki – ktoś miał problem z akceptacją swojego ciała i nie mógł go przezwyciężyć, problemy zdrowotne, z nadwagą, motywacją? Jak sobie wtedy radzisz?
Często spotykam się z chorobami, które niestety nazywamy już cywilizacyjnymi. Bardzo młode osoby z cukrzycą czy hashimoto. Sama mimo dwudziestu czterech lat mam nadciśnienie i jestem pod stałą opieką lekarzy, ale robię swoje. Wszystkie przeszkody możemy pokonać. ? Brak akceptacji siebie to też częste zjawisko. Jesteśmy bardzo mocno zakompleksionym społeczeństwem. Ciągle panuje przekonanie, że jeśli ktoś o siebie dba i jest z siebie zadowolony, to jest narcyzem. Jeśli usłyszymy komplement, to go negujemy. Na litość boską, uwierzmy w siebie!
A skoro mowa o wyzwaniach, czy masz w swojej karierze jakieś przypadki spektakularnych metamorfoz?
Nie liczę przemian w kilogramach, ale w uśmiechu, nabranej pewności siebie, motywacji i zdrowych nawykach żywieniowych moich podopiecznych. Najważniejsza metamorfoza zachodzi w środku. Pamiętam piękną młodą kobietę, której pomogłam uwierzyć w siebie po walce z anoreksją i bulimią. Patrzyłam, jak nabiera chęci do życia i na treningu daje z siebie więcej niż niejeden silny mężczyzna. To daje więcej mocy niż utracone centymetry w pasie. Właśnie ten błysk w oku.
Sama przytyłaś aż 14 kg podczas pracy nad swoim ciałem (choć to głównie mięśnie, więc trudno mówić o „tyciu”). Dlaczego chciałaś przytyć? Czy to było dla Ciebie motywacją do zajęcia się tym zawodowo? Czy często trafiają Ci się klientki, które chcą „zdrowo” przytyć?
Zawsze byłam bardzo szczupła, zbyt szczupła. Nabranie masy mięśniowej było dla mnie wyzwaniem. Popełniałam mnóstwo błędów, jadłam za mało, albo zbyt mało wartościowo. Kiedy miałam już pewną wiedzę na ten temat, to efekty pojawiły się szybciej niż sobie wyobrażałam. Teraz czuję się kobieco, jestem z siebie zadowolona, ale ciągle nad sobą pracuję. To mit, że łatwiej „przytyć” niż schudnąć. Każdy przypadek jest inny. Cieszę się, bo więcej kobiet pyta mnie właśnie o to jak zbudować sylwetkę, która jest wysportowana i kobieca, a nie po prostu szczupła. Zawsze powtarzam, że musimy się przełamać, odłożyć kolorowe hantelki, zacząć dźwigać i… dobrze zjeść. 😉
Kiedy możemy myśleć o tym, by z takiej sportowej pasji zrobić swój zawód i sposób na życie? Jak wyglądało to u Ciebie (jaka jest ścieżka do zostania trenerem personalnym)?
Musimy przede wszystkim to kochać. Wiem, że to brzmi banalnie. To zawód, który ma sens tylko wtedy, kiedy daje nam satysfakcję, a klientowi rezultaty. Jednocześnie to, że ktoś dobrze wygląda i sam trenuje jak młody Bóg, to może być za mało, jeśli nie potrafimy przekazywać wiedzy i zrozumieć drugiej osoby. Ciągłe szkolenia, kursy, książki, zdobywanie doświadczenia. Potrzeba czasu i praktyki.
Co jest najtrudniejsze (lub wkurzające) w Twojej pracy, a co lubisz najbardziej?
Ta praca to ludzie. Każdy czasami ma zły humor, przynosi na trening kłótnie z szefem/żoną i różne inne problemy. ? Poznaję mnóstwo inspirujących osób. Uwielbiam każde usłyszane „dziękuję”, wiadomości o tym, że ktoś po wspólnym treningu czuje się zmotywowany do walki o siebie. To drobne rzeczy, ale dla mnie mają ogromne znaczenie.
Co powiedziałabyś tym, którzy z jakichś powodów wstydzą się przyjść na siłownię – i tym, którzy hejtują osoby, które przychodzą, obgadują je za plecami – bo i tak się zdarza?
Zero wstydu. Szanuję każdego, kto chce zmienić coś w swoim życiu. Tak samo myślą ludzie, którzy już chodzą na siłownię, bo każdy, w tym trener personalny również, kiedyś zaczynał. Pytanie o pomoc też jest wskazane. Sprzęt nie gryzie i inni klienci siłowni też. ? Powodem do wstydu jest lenistwo, ale na pewno nie działanie.
Podobnie należy wstydzić się wspomnianego hejtu. Słyszę to słowo częściej niż „gluten”, więc to niepokojące zjawisko. ? Zwłaszcza w internecie, kiedy łatwo napisać komuś anonimowy komentarz siedząc na kanapie i jedząc kolejną paczkę ciastek. Róbcie swoje. Za jakiś czas będą was pytać, jak to zrobiliście. ?
Załóżmy, że z jakiegoś powodu nie mogłabyś (lub już nie chciała) być trenerem personalnym. Czym zajmowałabyś się w takim przypadku? Co poza tym kochasz robić?
Z zawodu jestem też kosmetyczką i czeladnikiem wizażu. To moja druga pasja. Najbardziej lubię robić charakteryzacje na halloween. Dużo czasu poświęcam zwierzętom. Mam wspaniałego amstaffa adoptowanego z fundacji, który okazał się wspaniałym psim przyjacielem. Oczywiście zachęcam wszystkich do wolontariatu w takich miejscach, gdzie możemy nauczyć się wiele od zwierząt wśród panującej znieczulicy w naszych czasach. ?